Festiwal Piosenki Religijnej Maria Carmen | 1986

1986 – GÓRECKIE ŚPIEWANIE (WSPOMNIENIA Z MARIA CARMEN

Przygotowania rozpoczęły się już na kilka miesięcy wcześniej. Projekty, pomysły, spory o kształt tegorocznego Festiwalu Piosenki Religijnej "Maria Carmen ‘86", czwartego już z kolei... Bardzo spontanicznie powstawały festiwalowe "pamiątki" - znaczek festiwalu, identyfikatory, informator festiwalu w formie zeszytu powielonego potem na ksero, Festiwalowe A B C.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem gotowy już znaczek festiwalowy, ubawiłem się setnie. Wykonawca zrobił tak mały gryf w stylizowanej gitarze, że wyglądało to teraz jak beczka z krzyżykiem na wierzchu. "Festiwalowi goście mogą mieć bardzo różne skojarzenia" - pomyślałem.

4 lipca, godz. 1400. Od godziny siedzę w konfesjonale pod chórem. Do kościoła wchodzą ludzie, przeważnie młodzi. Wchodzą, jedni klękają i modlą się, inni wykonują tylko jakiś ruch złożony z pochylenia tułowia i ruchu ręki w okolicach klatki piersiowej. - co ma być chyba znakiem krzyża - ot, zwykli ludzie. Przed rozpoczęciem Eucharystii rozlegają się fanfary i odsłonięty zostaje obraz M.B. Góreckiej. Zawsze zachwycałem" się tym obrazem. Bardzo młoda, dziewczęca niemal twarz Maryi, tajemniczy wyraz twarzy, smukła sylwetka - nic nienaturalnego, pełnia prostoty.

Kiedy trzy dziewczęta z Knurowa wnoszą do kościoła kosz pełen biało-czerwonych goździków, ks. Edmund -szef Festiwalu wita gospodynię: "Dzień dobry, Maryjo. Rozpoczynamy z Tobą w imię Boże, Bądź z nami!" Ogarnia mnie lekki niepokój. W pierwszym dniu tyle ludzi? Kościół prawie pełny. W ubiegłym roku w piątek goście ledwo wypełniali ławki w kościele. Czy pomieszczą się na polu namiotowym? Czy wystarczy tego, co przygotowała kuchnia? Ale zaraz, nie wiadomo skąd, przypominają mi się słowa wczorajszego rozmyślania: "Powierz Jahwe swe dzieło, a spełnią się twe zamiary" /Prz 16,3/. Uśmiecham się do własnych myśli: a niektórzy mówią, że to nieprawda iż słowo Boże ma moc tu i teraz.

Eucharystia jest pełna spokoju i powagi. W ubiegłych latach przesłuchania festiwalowe odbywały się w kościele, a więc nieuchronnie: bałagan, wiele metrów kabli i w sumie niewielkie przejmowanie się obecnością Najświętszego Sakramentu. W tym roku inaczej. Cały majdan ustawiono w sali Domu Pielgrzyma, a kościół przez cały dzień jest azylem ciszy i spokoju.

Kiedy ktoś poczuje się zmęczony hałasem kilkuset watowego nagłośnienia, może tu przyjść w każdej chwili. Teraz, w czasie Eucharystii śpiewa jedynie schola z Żabiej Woli z Elą i Norbertem. Nie występuje, ale prowadzi wspólny śpiew. Proste liturgiczne śpiewy z "Exsultate Deo" tworzy niesamowitą atmosferę. Liturgia jest wydarzeniem.

Zanim rozpoczyna się Festiwal, idę na pole namiotowe. Wszędzie pełno ludzi. Czy uda się opanować tak wielką grupę? Pełna sala, straszliwy upał. Nie wszyscy się mieszczą, więc wystawiamy kilku kolumn przed Dom Pielgrzyma, a goście rozsiadają się na trawnikach. Zaczynamy. Hejnał Festiwalu gra "Quo vadis" - młodzieżowa orkiestra dęta z Pruszkowa. Dyrygent - Jasiu -zawsze uśmiechnięty i zawsze bez problemów. Zaimprowizowany zespół złożony z kleryckiego "genezaretu", konferansjerów i księży śpiewa i gra "Śpiewajcie Panu najpiękniejsze pieśni" - piosenkę Festiwalu powtarzaną odtąd codziennie. Atmosfera wytwarza się bardzo szybko. Jeszcze tylko o regulaminie, o jurorach, o planie... i jazda! Każdy z 18-tu zespołów zakwalifikowanych do udziału na podstawie nadesłanych kaset, śpiewa trzy piosenki,

w tym jedną maryjną. Poziom - różny. W tej części festiwalu występuje sześć zespołów. Między ich występami wyskakujemy z Elą i Norbertem na estradę i śpiewamy z publicznością "Ruszaj", "Mają ludzie samochody", zapomnianą Już dzisiaj "La stradę"...

Jest piątkowe popołudnie, spaceruję po gaju i próbuję odmawiać brewiarz. Próbuję, bo rozprasza mnie zupełnie zaimprowizowany koncert jaki daje "Quo vadis" w mini-amfiteatrze nad stawkiem. Ot – przyszli i grają. Po kilku minutach mają już liczną publiczność. Grają standard, który w polskim wydaniu zaczyna się od słów: "Gdy kiedyś' Pan…".

Grają świetnie. Nici z mojego odmawiania...

O 2000 rozpoczyna się koncert "Wspomnienia", czyli występy laureatów poprzednich "Maria Carmen". Całość odbywa się nad stawkiem. Stawek - to sztuczna prostokątna sadzawka, otoczona dwoma rzędami ławek. Nad stawkiem zbudowano coś w rodzaju muszli koncertowej, przypominającej swoim wyglądem wejście do salonu z westernu. Atmosfera jest świetna. Występują "Żak"-, "Porcjunkula", "Raj" i inni 'laureaci poprzednich festiwali. Koncert kończy się kilka minut po północy.

Śniadanie dla uczestników konkursu odbywa się w dwóch turach. Każda zmiana ma pół godziny na zjedzenie i posprzątanie. Ku naszemu zdziwieniu wszystko przebiega wyjątkowo sprawnie. Godz. 800. Czterech kapłanów dyżuruje codziennie w konfesjonale przez dwie godziny. Nie mają chwili spokoju. Nawet starsi Kapłani - zakonnicy, dla których pobyt w domu rozwrzeszczanej gromady młodych jest prawdziwym utrapieniem, zauważają te tłumy przystępujące do sakramentu pokuty. O 900 rozpoczyna się Eucharystia. Oprawa muzyczna niecodzienna. Kilkunastu kleryków - Misjonarzy św. Rodziny - wykonuje chorał gregoriański. Ta muzyka jest naprawdę święta. Nastrój modlitwy i uroczystej powagi. Modlitwa eucharystyczna wraz z przeistoczeniem - po łacinie. "Accipite et manducate.." Przed Mszą św. przez kilka minut mówiła Ela, że chorał, że bez elementów świeckich, że muzyka liturgiczna nie ma nic wspólnego z muzyką rozrywkową.... Ludzie słuchali. Teraz przeżywają. Niezwykły jest spokój podczas tej Mszy św.

Dom Pielgrzyma - sala koncertowa. Śpiewa dalszych sześć zespołów. Po dziesięciu minutach pot kapie mi z czoła na sutannę. Ubranie się klei. Siedząca obok dziewczyna życzliwie macha mi przed nosem informatorem festiwalowym. Przyjemny wiaterek,.. Idę na chwilę do sanitariatu. Beata i Ola z maleńkimi czerwonym krzyżykami na identyfikatorach witają- mnie szklaneczką oranżady. Punkt sanitarny - to miejsce, gdzie można przyjść o każdej porze, także po to, aby pogadać, pośmiać się. Nucę: "Sanitariuszki, morowe panny". Wracam do sali. Po kil-

ku minutach pot kapie mi z rękawów. Śpiewa sześć dalszych zespołów. Bardzo różne style. Jedni śpiewają bardzo balladowo, inni w stylu "dancingowym", tych ostatnich jest na szczęście znacznie mniej. Publiczność bardzo rozśpiewana. Ileż w nas spontaniczności. Wystarczy tylko odrobinę dobrej atmosfery! W tłumie dostrzegam starszego zgarbionego mężczyznę. Stoi, Zapraszamy go do pierwszego rzędu. Myślę: „Gdzie cię tu, bracie przygnało?". Nic nie mówi tylko w oczach ma dziwne iskierki.

Ledwo "wyrabiamy się" z, czasem do obiadu. Jestem pełen podziwu dla samodyscypliny ludzi na posiłkach. W dwadzieścia minut jest gotowa pierwsza zmiana, błyskawiczna zmiana nakryć i druga zmiana. Obiad dla ponad dwustu osób trwa prawie godzinę. Kuchnia polowa dla widzów i pielgrzymów z pola namiotowego działa też dobrze. Frekwencja rośnie. Zaraz po obiedzie - ostatnie przesłuchania. Tutaj poziom jest chyba najwyższy. Ciekawe aranżacje, wielogłosowy śpiew, nieszablonowe piosenki, staranne wykonanie. Publiczność wspaniała. Upał. Ostatnim zespołem tej części Festiwalu jest występujący poza konkursem "Genezaret" - zespół alumnów Misjonarzy św. Rodziny. Jest to pierwszy występ obecnego, szóstego już z kolei składu zespołu. Publiczność przyjmuje ich niezwykle ciepło. Organizatorzy mają kłopot z zakończeniem koncertu, choć czas nagli. Intonujemy "Gdy kiedyś Pan" w takt oklasków. Publiczność podchwytuje. Między zwrotkami, ciągle w takt oklasków podajemy ogłoszenia. Przy ostatniej zwrotce wszyscy mają już dość klaskania.

Odbieram telefon: "Będziecie mieli gościa. Ks. bp Prajasutra, misjonarz św. Rodziny z Indonezji /Kalimantan/ .jest w Polsce i chce was odwiedzić". Niedługo potem ściskam prawicę niedużego Indonezyjczyka o śniadej twarzy. Kolorowa koszula w charakterystyczny indonezyjski deseń, prostota w całym zachowaniu. Imponuje mi postawa tego człowieka. Prostota i dostojeństwo.

Wieczór nad wodą. Koncert "Mikrofon dla wszystkich". Każdy, kto czuje się na siłach, może śpiewać. Wielka zabawa. Na samym początku koncertu "Bądź pozdrowiony gościu nasz" - jest między nami bp Prajasutra. Kilka słów po niemiecku. Że nie ma co zawracać głowy, tylko pakować manele i... jechać do Indonezji, bo potrzeba misjonarzy i misjonarek. Nie słyszałem jeszcze nigdy tak prostego i bezpośredniego wezwania do pójścia za Panem. A potem gość' intonuje indonezyjski kanon: "Alleluja, Pan ..jest blisko. Pan jest mocą. Pan jest światłem". Mocny, niski głos rozbrzmiewa nad stawkiem. Ludzie błyskawicznie pod­chwytują.., kołyszą ale i klaszczą rytmicznie.

A potem już -"Mikrofon dla wszystkich". Dużo humoru, śmiechu i radości. Wszyscy traktują koncert bardzo luźno i to jest chyba zgodne z założe­niem organizatorów. Słyszymy znów kilka kawałków w wykonaniu "Quo vadis, m.in. słynną polkę "Dziadek", zmierzcha. Podchodzę do akustyków to oni zorganizowali sprzęt, a teraz czuwają nad nagłośnieniem koncertu; Zapalają się kolorowe reflektory. Kolory odbijają się w wodzie stawku gładkiej jak lustro.

Kończymy pół godziny przed północą. O północy ma rozpocząć sic pasterka - Msza św. koncelebrowana przez tegorocznych neoprezbiterów Misjonarzy Św. Rodziny. Idę do zakrystii. Są prawie wszyscy. Niektó­rzy z nich mają głosić kazania o kilkaset kilometrów stąd. Przyjechali kwadrans przed północą, odjadą natychmiast po udzieleniu błogosławieńst­wa prymicyjnego. Cieszę się że nie zawiedli. Msza św. bardzo uroczysta. Kościół pęka w szwach. Kazanie ks. Jana o powołaniu. Błogosławieństwo trzeba przenieść na plac przed kościołem, gdzie znajduje się studzien­ka z cudowną wodą. Kapłani błogosławią w świetle reflektorów.

Jest 01 30. Przez megafony rozlega się zaproszenie na ognisko. I znów nad stawek. Nie ma tu już śladu kabli, kolumn i wzmacniaczy. Jest tylko stos drewna, ustawiony przed muszlą-salonem. I znów kilkaset osób siada wokół stawku. Bez kablowe nagłośnienie pozwala na swobodne poruszanie się z mikrofonem, który ma tylko krótką antenkę. Prowadzą­cy ognisko prosi najmłodszego uczestnika, aby rozpalił ognisko. Przy­chodzi dwóch siedmiolatków. Następnie szukamy najstarszych spośród nas. Zgłaszają się dwaj panowie: p. Mateusz i p. Wiktor - obydwaj po 73 lata. Oni zostają ustanowieni Stróżami Ognia, a jednocześnie honorowymi stróżami całej imprezy. Cały program - to praktycznie 2 godziny śpiewu. Nie krępują nas żadne ramy. Od tych najbardziej rytmicznych piosenek religijnych, poprzez partyzanckie do harcerskich i turystycznych. Cza­sami ktoś wyskoczy z przerywnikiem. Stróże Ognia przypominają przedwo­jenne szlagiery. Dziwię się, że mimo tak późnej pory wszyscy mają tak wspaniałą kondycję. Para kaczek z młodymi, czyli prawowici mieszkańcy na­szego stawku też nie mogą spać. Pływają po wodzie, w której odbija się blask ognia.

Świta. Ogień dogasa. Chwytamy się za ręce i śpiewamy spokojne "Alleluja", On jest Panem, alleluja, Bóg Jest z nami", "Panie Twa łaska", "Ogniska już dogasa blask". Rozchodzimy się o 300 . Natychmiast trzeba usunąć żar i popiół. Za trzy godziny na tym miejscu znów pełno będzie kabli festiwalowego nagłośnienia. Idę spać na dwie godziny.

Zapełnia się mini-amfiteatr nad stawkiem. Wiele gości, którzy przyjechali tylko dzisiaj z okolicy. Hejnał i piosenka festiwalu, którą śpiewają już wszyscy. Werdykt jury nie zaskakuje nikogo okazał się zgodny z upodobaniami publiczności. Rozpoczyna się Kon­cert Galowy. Publiczność jakby trochę anemiczna, ludzie są już zmę­czeni. Dopiero w trakcie trwania koncertu temperatura się podnosi. Najpierw śpiewają nagrodzeni w konkursie "Mikrofon dla wszystkich": zespół "Bez problemu", "Soli Deo" z Torania, "Oratorium", nie ma klery­ka Andrzeja z Gniezna, nagrodzonego w tym konkursie. Właściwy kon­cert laureatów obejmuje występy zespołów, które otrzymały wyróżnie­nia: "Nadzieja" z Torunia, "Te Deum Laudamus" z Gorzowa, "Barka" ze Stargardu Szczecińskiego, schola z Gorzowa, a także zespołu nagrodzonego za piosenkę maryjną - zespołu "Promyk" ze Słupska. Jako ostatni śpiewają laureaci trzech głównych nagród: "Vacat" z Ożarowa Mazowiec­kiego, laureat trzeciej nagrody prezentuje bardzo zróżnicowaną muzykę: jedna piosenka to reagge, inna mająca cos z południowoamerykańskich rytmów, to znowu blues. Druga nagroda - "Minores" ze Słupska: duża grupa, interesujące brzmienie. "Zespół Pana Boga" - najciekawszy zespół Festiwalu, laureat pierwszej nagrody i nagrody publiczności. Zupełnie oryginalne brzmienie, wszystkie piosenki napisała Małgosia, solistka zespołu. Muzyka bardzo spokojna, słowa niebanalne. Występy laureatów przerywamy wspólnym śpiewaniem. Kiedy nagle zaczyna padać, organizatorzy mobilizują uczestników do skandowania w stronę nieba: "Jeszcze chwileczkę!" Deszcz ustaje. Wszyscy klaszczemy i wrzeszczymy: "Dziękujemy!". Ciekawa forma modlitwy! I jeszcze raz festiwalowa piosenka, podczas której żegnamy się do przyszłego roku, do, V Maria Carmen ‘87.

"Maria Carmen" - to dziwny Festiwal. Ta "dziwność" wynika z poło­żenia tego miejsca. Z Sanktuarium Maryjnego w Górce Klasztornej do najbliższego sklepu jest pół godziny solidnego marszu. Pielgrzymom trzeba zapewnić wszystko: nocleg lub przynajmniej miejsce na rozbicie namiotu, jakieś wyżywienie, a przede wszystkim zapełnić czas. Stąd określenie tej imprezy mianem Festiwalu nie oddaje w pełni tego, co się w Górce dzieje. Forma tego spotkania jest bardziej turystyczna, bar­dziej biwakowa, choć także odrobinę rekolekcyjna, choćby przez uroczys­tą Eucharystię, której muzyczna oprawa według zamierzeń organizatorów ma uczyć, że muzyka liturgiczna jest pod każdym względem Inna od tego, co można by ująć w określeniu "piosenka religijna". Nowe problemy, po­jawiają się wraz ze wzrostem ilości pielgrzymów - festiwalowych gości, ale skoro Bóg ich tu przysyła, to o nikogo nie Jest tutaj za dużo.

Z INFORMATORA FESTIWALOWEGO 1987


ZOBACZ GALERIĘ ZDJĘĆ

(Kliknij na zdjęcie, aby powiększyć)